tworzy ekipa z 3RedAnts Studio Inne nasze strony: mms calculla.pl calculla.com tooschee |
| Arxel przeszedł przez drzwi. Znajdował się teraz w długim korytarzu pełnym kolejnych drzwi. Miał na sobie sutannę, zaaarąbiste czarne okularki i zaaarąbiste różowe glany. Na plecach przewieszone miał dwa Rocket Propelled Grenade. Naprzeciwko niego stał mężczyzna w nienagannie skrojonym garniturze i zaaarąbistych czarnych okularach. - Nareszcie się spotykamy, panie Pamela. - Nie nazywam się Pamela. Nazywam się Arxel. Po tych słowach dobył dwóch RPG i zaczął ostrzeliwać nimi faceta z szybkością karabinu maszynowego. Pociski fruwały w powietrzu, gościu unikał ich wszystkich z niesamowitą prędkością, łuski z pocisków rakietowych opadały na podłogę w wielkich ilościach. Nagle Arxel poczuł wibrację w kieszeni. Nadal ostrzeliwując przeciwnika odebrał nokie 3310. - Uciekaj stamtąd! To jeden z Adminów! Nikt z nimi jeszcze nie wygrał! - Ja spróbuję... - Jak chcesz. To ja lecę po popcorn. Widząc, że jego broń jest bezużyteczna, odrzucił ją, stanął w pozycji obronnej i kiwnął palcami u stopy. Moderator uśmiechnął się kpiąco - Wielu przed tobą próbowało. - Ale żaden nie umiał czegoś takiego. Stanął w lekkim rozkroku i wydał przejmujący okrzyk. W tej samej chwili jego postać oblokła dziwna jasność, a włosy nabrały niesamowitych rozmiarów i niesamowitego, złotego koloru. Także na głowie. Moderator wyrażnie się zdziwił. - A więc to nie będzie takie proste. Ale nie myśl, że to koniec moich sztuczek. Po tych słowach pstryknął palcami, a z wszystkich drzwi zaczęły wychodzić jego klony. Ze wszystkich, poza jednymi. Ktoś za nimi wyrażnie nie mógł sobie poradzić z ich otworzeniem, szarpał nerwowo klamką. Arxel spojrzał na tabliczkę na drzwiach - "Not available in beta" - pogroził palcem. - Nieładnie. Co na to CD-Projekt? Admin uśmiechnął się drwiąco. - Nic nie wiedzą. Cień zrozumienia przeszył głowę Arxela - Jesteś Adminem-Wygnańcem. - Tak, a pokonanie ciebie przywróci mnie do łask. - W jaki sposób? - Nie wiem, nie ja piszę tą historyjkę. - Aha. W każdym razie nie mogę tu tracić czasu, mam ważniejsze rzeczy na głowie. Po czym usiłował wzbić się w powietrze, ale mu się nie udało. Zdziwił się. Spojrzał w dół. Zrozumiał. Wygramolił się ze stosu łusek po pociskach rakietowych. Wzbił się w powietrze i poleciał w stronę zachodzącego słońca. Jeden z klonów Admina-Wygnańca podszedł do Admina-Wygnańca. -Poleciał. I co teraz? -Nie wiem. Ogoliłbyś się - popatrzył się powoli dookoła - Wszyscy byście się ogolili. Arxel wylądował i otrzepał się z ptasich piór i odchodów. Rozglądnął się. Tak jest, nie mylił się. Zielona Góra, okolice dworca PKS. Stał przed ostatnim barem mlecznym taniej obsługi o tajemniczo brzmiącej nazwie "TURYSTA". To tutaj przywiodło go Przeznaczenie. Koło niego pod murem siedziała stara, zaniedbana kobieta. - Witaj, dobry panie. - Niczego nie daję żebrakom. - Nie jestem żebrakiem, jestem Wyrocznią. To do mnie powinieneś się zwrócić najpierw. - Nie słucham żadnych Wyroczni. Podążam za Przeznaczeniem. - Czym jest Przeznaczenie? Czy jest ważniejsze od czcigodnej Wyroczni? Arxel wyjął z kieszeni pomiętolone czasopismo i podał kobiecie. Wzięła je i przeczytała tytuł: "Przeznaczenie". Na okładce widniało parę zdań: "UFO nad jeziorem Drawskim", "Pierwszy na świecie uczciwy prawnik", "Camilla Parker-Bowls zdradziła Karola" i jeszcze parę innych równie nieprawdopodobnych frazesów. - Ten szmatławiec jest twoim przewodnikiem? - Zajrzyj na 10 stronę. - "Chcesz goracego flirtu? Zadzwoń!". - Nie, to jednak nie ta, zobacz następną. Na następnej stronie widniała reklama kampanii reklamowej przeciw wstrzymaniu dopłat dla barów mlecznych. Na samym dole strony widniało zdanie: "Podążaj za białym mlekiem!". - Zaiste, Przeznaczenie cię tu przywiodło. - No, możesz je sobie zatrzymać. Już miał zamiar wejść do środka, gdy powstrzymał go jeszcze głos Wyroczni. - A po co ci taki idiotyczny strój? Arxel spojrzał na swoją sutannę. - Nie wiem, nie ja piszę tą historyjkę. - Aha. Wszedł do środka. To, co zobaczył, kompletnie go zaskoczyło. Pierogi za 1,47 zł. "Muszę tu częściej wpadać" zanotował w pamięci. Drogę zablokowały mu cztery kobiety. Popatrzył na nie wszystkie. Lara Croft, BloodRayne, Aribeth de Tylmarande i April Ryan. Najdłużej zatrzymał wzrok na April. - Co ona tu robi? Pozostałe dziewczyny popatrzyły na nią z pogardą. - El General nie wybaczyłby nam, gdybyśmy jej nie wzięły. - Po co tu jesteście? - Działamy z polecenia Ligi Feministek. Nie mogą znieść, że facet mógłby uratować świat. - Typowe. A więc musimy walczyć. Przez jakiś czas wpatrywali się sobie w oczy. Wreszcie Arxel zaatakował. Szybko wyjął zza pazuchy i rozwinął naturalnej wielkości plakat Keeanu Reevesa. Lara, Aribeth i April zemdlały ze słodkim westchnieniem na ustach. Tylko BloodRayne twardo stała na posterunku. - To przez to, że jesteś wampirem? - To przez to, że jestem lesbijką. Arxel stanął w pozycji Ciemiężonego Chłopa Pańszczyźnianego, kiwnął na Blood palcami. Rayne ruszyła do ataku. 15 sekund póżniej... Arxel próbował policzyć swoje kości i jednocześnie wygramolić się ze stosu resztek umeblowania baru. W głowie pętały mu się myśli typu "... wiedziona czystą żądzą...", "...przerażająco piękna ...", "...faceci czołgają się u jej stóp...". Rayne stanęła nad nim - Wygrałaś. Czemu mnie nie zabijesz? - Głupcze, nie jestem tu po to, żeby cię zabić, tylko ostrzec. - Przed kim? - Przed tobą. Nie możesz ratować świata w tych kretyńskich różowych glanach. Arxel spojrzał na swoje rózowe glany. - To prezent od dziewczyny z okazji inicjacji. - Inicjacji? - Powiedziałem inicjacji? Miałem na myśli urodziny. - W każdym razie nie możesz tego robić. To by się skończyło katastrofalnie. - Dla kogo? - Głównie dla producenta, bo nikt by nie poszedłby na film. - No tak. Blood odwróciła się i wolno zmierzała do drzwi. - Zaczekaj! Co teraz z tobą będzie? - Ja? Idę zabijać faszystów. - Faszystów? Mamy XXI wiek! - Powiedz to facetom z Terminal Reality (R). Po tych słowach wyszła, ponętnie kręcąc pupcią. Arxel wstał. Wiedział już, że Przeznaczenie przywiodło go tu, aby zmienił obuwie. I wiedział też, gdzie skieruje swoje następne kroki. Wyszedł z baru zagryzając ciasteczko. Wyrocznia spojrzała na niego krytycznym okiem. - No. I co teraz? - zapytała. - To ty jesteś wyrocznią... - Użebrałam 1.33 zł, idę do Biedronki, mają promocję na bronki - odarła rymując z lekka. Jakie to szczęście że Biedronka jest tak blisko. Arxel nie musiał nawet wzbijać się w powietrze żeby do niej dotrzeć. Bardzo tego nie lubił, psuła się wtedy jego fryzura. Wszedł do środka. Podszedł do niego strażnik. - Proszę położyć na tacy wszystkie metalowe przedmioty. Arxel położył na tacy zegarek, bransoletkę, kolczyki, zegarek z drugiej ręki, zapinkę od krawata, klamrę z paska, ćwieki z tegoż paska, papierośnicę, obrożę pieska, parę średniowiecznych monet, blaszaną łyżkę, saperkę, portfel (tez nie wiem po co...), piercing z pępka, sygnet, Jedyny Pierścień, diadem królowej Jadwigi, puszkę Domaluxu, swój kaganiec, klucz "osiemnastkę", zestaw wytrychów,specjalną, hmmm... bieliznę, Barret M82... - Chwileczkę. Ma pan na to pozwolenie? - Nie. - No to musimy walczyć. Arxel z rezygnacją spojrzał w górę. - Sam widzisz, próbowałem. Błyskawicznym ciosem z płaskiej dłoni odrzucił od siebie strażnika, pozbawiając go życia. Błyskawicznie wyjął dwie spluwy, błyskawicznie załatwił resztę strażników. "Cholera, dobry jestem", pomyślał błyskawicznie. Przeszedł do dużego hallu. Nagle nie wiadomo skąd pojawili się żołnierze "GROMu". Arxel w ostatniej chwili uskoczył za betonowy filar. Chłopaki z GROMu ostrzelali wszystko dookoła, aż skończyła im się amunicja w magazynkach. Ten moment wykorzystał nasz bohater. Czas zwolnił, Arxel wyskoczył zza filaru. W tej samej chwili wszyscy, którzy zdążyli przeładować swoją broń, zaczęli do niego strzelać. Arxel widział tylko, jak przerażliwie wolno leciały w jego kierunku kule. W następnej sekundzie został przedziurawiony jak sito, jego krew była dosłownie wszędzie, a do tej pory nikt nie wie, gdzie jest jego jelito. Jescze upadał, kiedy zaczął mysleć, "co zrobiłem nie tak?" Leżał na ziemi w kałuży krwi. Nagle w jego głowie zabrzmiał słodki głos Freenity. - Wstawaj, dupku! Jesteś Wybrańcem, masz uratować świat! - Jakim cudem słyszę twój głos? - Nie wiem, nie ja piszę tą historyjkę. - Aha. Arxel wstał. Zdezorientowani żołnierze znów zaczęli do niego strzelać. Tym razem jednak Arxel uniósł rękę i zatrzymał wszystkie naboje, granaty, pociski rakietowe, garnki i pestki od jabłek, jakie leciały w jego kierunku... [ - Pestki od jabłek także? ] [ - Tak Jasiu, nawet pestki. Ale nie przerywaj mi, bo znów stracę wątek. ] [ - Dobrze dziadku - Jasiu zamilkł, ale wewnątrz siebie wciąż nie mógł uwierzyć, że ktoś może zatrzymać wystrzeloną wprawnymi palcami pestkę od jabłka. ] Chwilę pózniej wszyscy GROMowcy leżeli martwi na podłodze. W kieszeni Arxela znów zawibrowała Nokia 3310. - Drugie piętro, dział obuwniczy. Szybko! Ruszył pędem przed siebie. Stracił równowagę na leżacych na ziemi pociskach i bardzo boleśnie wyrżnął o podłogę. Wjechał na górę ruchomymi schodami. To co tam zobaczył, bardzo go zaskoczyło. Korytarzami przechadzał się Admin-Wygnaniec, wyrażnie czegoś wypatrując. - Tylko w samo południe, a ty co tu robisz? - Ja? Dobieram sobie płytki do łazienki. - Kurwa, ja to mam pecha. No to teraz musimy walczyć. - Ano, chyba tak. Przez sekundę wpatrywali się sobie w oczy. W następnej sekundzie jednocześnie dobyli swoich mieczy świetlnych. Zawirowali w śmiertelnym tańcu, miecze z charakterystycznym dżwiękem śmigały w powietrzu. Kiedy ktoś zdobywał przewagę i już, już miał zadać decydujący cios, przeciwnikowi jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności udawało się go uniknąć. Walka się przeciągała. W pewnym momencie obaj przystanęli i ciężko łapali oddech. Pierwszy odezwał się A.W. - Muszę ci coś powiedzieć. Jestem twoim... W tej chwili zalała Arxela niesamowita fala wściekłości, nad którą nie potrafił zapanować. Momentalnie zadał cios, który A-W odparł. Ale nie miał już szans odeprzeć następnego, który został zadany z nieprawdopodobną prędkością. Miecz przeciął go wzdłuż. - He is the One - zdołał jeszcze tylko wyszeptać i osunął się martwy na podłogę. - Popełniłeś błąd. Ten moment był parodiowany zbyt wiele razy, bym mógł to znieść. Stał teraz samotny i zwycięski przed działem obuwniczym. Drzwi oblekała cudowna jasność. Arxel otworzył je i dał się porwać jasności. Zanim całe jego jestestwo wypełniła błoga przyjemność, zdążył jeszcze zobaczyć JE. Zmiana ujęcia. Kamera ukazuje teraz wejście do Biedronki, w tle leci "Wake Up". Z budynku wolno wychodzi Arxel. Zatrzymuje się i rozgląda. Ma na sobie sutannę, zaaaarąbiste czarne okulary i zaaaaarąbiste CZARNE glany. Wszystko było tak jak trzeba, mógł już uratować świat. Pozostawało tylko pytanie - przed czym? - Mówiłeś, że wjechanie na autostradę to samobójstwo. - Obym się mylił... Ścięli zakręt rozwalając barierkę. Wjechali na autostradę pełną samochodów. Policja cały czas siedziała im na ogonie. - Trzymaj się! Arxel gwałtownie szarpnął kierownicą, obrócił samochód o 180 stopni i jechał teraz pod prąd. Policjanci zdecydowanie nie dawali sobie teraz rady. Arxel też. Na szczęście wszystkie pojazdy zjeżdżały im z drogi. Za nimi ciągnęła się prawdziwa feeria eksplozji i rozbitych samochodów. - Ta ciężarówka chyba nie ma zamiaru zjechać nam z drogi. - Zjedzie, zobaczysz. Jechali na siebie bardzo szybko, byli coraz bliżej, ale żaden pojazd najwyraźniej nie miał zamiaru zwolnić. Kiedy było już za póżno, żeby cokolwiek przeciwdziałać, Arxel zobaczył, że za kierownica TIRa siedzi jeden z Adminów. Ciężarówka dosłownie rozniosła na strzępy sportowe Alfa Romeo. Do Arxela i Freenity podszedł od tyłu Morfeusz. - Mówiłem wam, żebyście nie spędzali tyle czasy przed komputerem. - Dobra, i tak nie mogę zaliczyć tej trasy. Morfeusz zdegustowany pociągnął nosem. - Odśwież się trochę, a potem oboje do mojego gabinetu. Morfeusz rozsiadł się w obszernym fotelu, naprzeciw niego na kuchennych taboretach siedzieli Arxel i Freenity. - A więc, mamy problem. - Problemy to nasza specjalność - odparł Arxel. Morfeusz popatrzył na niego spode łba. - Zamknij pysk jak do mnie mówisz. Otóż, widzicie, skończyły nam się pigułki... Freenity szybko zajrzała do torebki. - Trochę jeszcze zostało. - Nie te! Skończyły się te czerwone i niebieskie... Arxel panicznie zerknął do kieszeni. - Parę niebieskich jeszcze zostało - powiedział z ulgą. - Cholera, z kim ja muszę pracować. Chodzi mi o te pigułki, które dałem Neo w pierwszej części filmu. - Aaaaa... - odgłos zrozumienia wydobył się z ust obojga. - A bez tych pigułek nie wyzwolimy następnych ludzi, a tym samym nie uratujemy świata. Arxel zafrasował się. - A własciwie to przed czym? Morfeusz błyskawicznie siegnął po paczkę "Rodzinnych" - Chcesz wafelka? - Mniejsza z tym... - Dobra, wchodzicie do Matrixa i nie wracać mi tu bez tych cholernych pigułek! Stali w samym centrum rynku w Szczecinie i zastanawiali się co robić. - Dobra, co robimy? - Mam jeden niezastąpiony sposób na takie okazje. Podszedł do stoiska z prasą brukową i zakupił najnowszy numer "Przeznaczenia". Długo wertował kolejne strony. Za długo jak na gust Freenity. - No i co takiego wyczytałeś? - Wiedziałaś, że Adam Małysz miał romans? - Cholera Arxel, mamy zadanie do wykonania! - Wiem, wiem. Nie wiem co się dzieje, ale Przeznaczenie mnie zawiodło. Po raz pierwszy. Chyba się starzeję... - Dobra, teraz zrobimy to po mojemu. "Mieszko II", jednostka na której służy Arxel. Do Morfeusza podszedł Mauzer. - Jak twoja głowa? - Dziękuję, dobrze. Co robisz? - Czytam listy naszych fanów. Niektóre są całkiem ciekawe. Na przykład tutaj jakiś purysta pisze: "Po awanturze w hallu Biedronki Arxel był dziurawy jak sito, a gdy wjechał na drugie piętro jego sutanna była nienaruszona. Jak to wyjaśnicie?" - No własnie, jak to wyjaśnisz? - Chcesz wafelka? - Albo tu: "Wiem gdzie jest jelito Arxela..." - Na pewno znów jakiś oszust, wyrzuć to od razu. - Ten też jest ciekawy: "W związku z notorycznym niepłaceniem opłat za wodę, zdecydowaliśmy się odciąć państwu dostęp do niej. Życzymy miłego dnia." Popatrzyli na siebie nawzajem. - Kto wziął na siebie rachunki za wodę? Morfeusz wyglądał na naprawdę załamanego. - Arxel... Dlaczego ja go jeszce nie wywaliłem na zbity ryj? - Nie wiem, nie ja piszę tą historyjkę. - Aha. Arxel i Freenity wyszli ze sklepu spożywczego. - Ty pierwszy. - Nie, ty pierwsza. - Nie, ty zrób to pierwszy. - Nie, ty pierwsza. - Nalegam abyś jednak ty zrobił to pierwszy. - Nie, ty pierwsza. - Zrób to do cholery, zanim sie naprawdę zdenerwuję!!! - Dobra, po co te nerwy, wystarczyło powiedzieć. Przygotuj się. Wyjął z kieszeni butelkę Tymbarku i drżącą ręką otworzył. Przeczytał napis na kapslu: "Może dziś ci się uda!" - No, to nastraja pozytywnie! - Ale nie mówi, co powinniśmy zrobić. Teraz ja. Freenity denerwująco wolno otwierała swojego Tymbarka. Arxel i przypadkowi przechodnie niecierpliwie czekali aż się odezwie. - "Dziś nie powinieneś próbować!" - Cholera! - Nie wiem co się stało! Przecież zawsze działało... - Wyczuwam w tym udział Adminów. - No. I co teraz? Jakie to szczęście, że Biedronka jest tak blisko. Freenity zaoferowała, że wejdzie do środka sama, więc Arxel w oczekiwaniu na nią zapalił papierosa. Zaciągnął się, odwrócił i ...zdębiał. W jego stronę powoli zmierzał Admin. "Jasna cholera, znowu trzeba walczyć!" Admin zatrzymał się parę metrów przed Arxelem. - Niech pan zgasi tego papierosa. - Słucham? - Tu nie wolno palić. Poza tym palenie powoduje raka i choroby serca. - Eeee... A, tak tak, już, już go gaszę. - A jaką mam gwarancję, że pan tego nie powtórzy? - Bo... Bo ja tak w ogóle to nie palę, tylko tak teraz, na potrzeby tego gagu. - To dobrze. Bo widzi pan, ja mam dużo pracy. Gdzieś tu kręcą się niebezpieczni buntownicy, a ja muszę ich powstrzymać. Nie mogę zwracać uwagi każdemu napotkanemu palaczowi. - No jasne. - Muszę być czujny, mieć nosa na wszystkie podejrzane rzeczy, nic nie może umknąć moim bystrym oczom, żaden szczegół ominąć działającego na najwyższych obrotach instynktu. - Aha. - Dobra, to ja lecę, i proszę pamiętać, co pan obiecał. Powoli odszedł, a Arxel z ulgą odetchnął. "No, niewiele brakowało" - pomyślał - "Przynajmniej raz minister zdrowia się nie mylił - palenie szkodzi. A tak w ogóle to powinni tych Adminów zapgrejdować..." Przerwał te wewnętrzne rozważania, bo z marketu wyszła Freenity, ciągnąc za sobą trzy wyładowane po brzegi wózki. - Miałaś tylko kupić pigułki. - Wiem, ale te promocje... Podszedł do nich jakiś drobny chłopaczyna. - Mogę odwieżć pani wózki? - Jasne. - A masz chociaż te pigułki? - spytał Arxel. - Były tylko czerwone. Arxel zafrasował się. Morfeusz wprowadził do pomieszczenia kolejnego Kandydata do Wyzwolenia. - Tu są dwie pigułki. Weż czerwoną, a obudzisz się jutro we własnym łóżku i uwierzysz w co zechcesz. Weż niebieską, a pokażę ci, co skrywa królicza nora. Freenity, asystująca przy wyzwoleniu, popatrzyła na niego ironicznie. - Mógłbyś opracować jakieś nowe teksty. - Pilnuj aparatury. Kandydat do Wyzwolenia wahał się krótko. Sięgnął po niebieską pigułkę. - Usiądź na tamtym krześle. Wstał, i w tym momencie stało się z nim coś dziwnego. Znów poczuł się jak piętnastolatek. Freenity spojrzała na niego z szelmowskim uśmiechem. - Aż tak na ciebie działam, skarbie? Morfeusz zrozumiał w jednej chwili. - Aaaarxeeeeeeeeeel!!!!!! Freenity siedziała na wspaniałym, czarnym, sportowym Ducati c500 i paliła gumę. Po paru minutach doszła do wniosku, że gumę lepiej żuć. Wypluła niedopałek "Hubby-Bubby" i z piskiem opon ruszyła do przodu. Rozpędziła się do maksymalnej szybkości. Zatrzymała się i przepuściła staruszkę na przejściu dla pieszych. Ponownie rozpędziła się do maksymalnej szybkości. Dojechała do krawędzi wieżowca i wykorzystująć siłę rozpędu wskoczyła na sąsiedni budynek - Jestem - rzuciła nerwowo do słuchawki. Motocykl wjechał do szybu wentylacyjnego i w tej chwili zgromadzone w nim ładunki wybuchowe wybuchły, otwierając drogę do środka. Freenity zrobiła piruet, gwiazdę, salto w powietrzu, potrójny axel i wskoczyła do powstałego otworu. Wstała i rozejrzała się. To, po co tu przyszła, stało na postumencie, a otaczała go istna pajęczyna czerwonych laserów alarmowych. Freenity jednak nie przejęła się, wiedziała jak omijać takie zabezpieczenia. Odetchęła i zaczęła się koncentrować. Po chwili zaczęła tańczyć salse posuwając się cały czas w stronę postumentu, omijając wszystkie lasery dosłownie o milimetry. W końcu dostała się na miejsce. Sięgneła po stojącą na postumencie puszkę Mountain Dew i wypiła z błogą satysfakcją. - Nie pijcie tego w domu. Drzwi wyjściowe z pomieszczenia otworzyły się z hukiem i stanął w nich jeden z Adminów. Freenity wyjęła dwa pistolety i ostrzeliwując Admina pobiegła ku oknu. Admin nie pozostawał dłużny, również strzelał i również biegł. Freenity dobiegła do okna i wyskoczyła przez nie rozbijając szybę. Tuż za nią wyskoczył Admin. Czas zwolnił. Spadali w dół oddaleni od siebie o 43 centymetry, spluwy mięli wycelowane prosto w twarz przeciwnika. Naboje przelatywały jakieś 2 metry od ich głów. W końcu skończyła im się amunicja. Przeładowali broń i ponownie rozpoczęli ostrzał. Znów skończyła im się amunicja. Znów zaczęli przeładowywać broń. - Jak długo jeszcze będziemy spadać? - spytał wyraznie poirytowany Admin. - Nie wiem, nie ja piszę tą historyjkę. - Aha.Wyłączcie ten cholerny zwolniony czas! Gdy tylko wypowiedział te słowa czas wrócił do normalnego biegu i oboję z ogromną szybkością runęli w dół. -Dziękuję bardzo. Głęboko w kopalniach Morii Drużyna Pierścienia walczyła z hordą goblinów. Nagle w ogłuszającym trzasku przez sufit wpadły dwie postaci: kobieta w obcisłym czarnym kombinezonie i mężczyzna w nienagannie skrojonym garniturze. Wszyscy przerwali walkę i w osłupieniu patrzyli na nowo przybyłych. Ci z trudem wstali i powoli otrzepywali się z kurzu. Podszedł do nich Gandalf. - Ładnie to tak wpadać bez uprzedzenia i przeszkadać w walce? - Tak, co to ma znaczyć, zupełny brak dobrych manier - poparł go Gimli i głośno beknął. - Dobra, jesteśmy tu przypadkiem i już spadamy, po co się tak unosić? - Admin usiłował załagodzić sytuację. - Tak, to potraficie doskonale, spadać co? - Nie będę tego więcej znosił. Freenity, wychodzimy. - A jak już pokonasz armię ciemności, będziesz miał wolny wieczór? - Freenity kleiła się do Aragorna. - Freenity!!! - Dobra, dobra, powinieneś się czasem wyluzować. Odłożymy to na kiedy indziej - Posłała Strażnikowi promienny uśmiech i razem z Adminem opuściła jaskinie. - Na czym to ja...? - zastanawiał się zamyślony Aragorn. Jeden z goblinów nieśmiało uniósł rękę. - Miałeś mi uciąć głowę. - A tak, dziękuję. Zamaszystym ciosem miecza pozbawił goblina głowy. Tymczasem na "Mieszku II"... Mauzer układał pasjansa w swoim pokoju. Nagle do pokoju wpadł zadyszany Morfeusz. Mauzer drgnął, przez co z rękawów i nogawek wypadło mu masę kart. Morfeusz spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Układasz pasjansa i oszukujesz? - No, bo jeszcze nigdy mi się nie udało, i myślałem że... - Nieważne, gdzie Arxel ? - Ostatnio wywaliłeś go na zbity pysk. - No tak, ale plan był taki, że wraca i błaga mnie na kolanach o ponowne przyjęcie. Zresztą dlaczego jescze tego nie zrobił? - Dostał angaż w Deus Ex 2. - Fatalnie, przecież jest Wybrańcem, potrzebujemy go. - A o co chodzi? - Freenity ma kłopoty. Muszę znaleźć Arxela i przekonać go, żeby wrócił. Ty przyszykuj nam jakiś odpowiedni sprzęt. - Dobra. Freenity była przywiązana do krzesła, naprzeciw niej przechadzał się tam i z powrotem Admin. - A więc, będziesz mówić? - Nie - powiedziała Freenity maślanym głosem i baaaardzoooo poooowooooliiii zaaaałoooożyyyyłaaaa noooogęęęę naaaa nooogęęęę. Admin nawet nie przełknął ślinki. - Te twoje gestapowskie numery nie robią na mnie wrażenia. Jak nie chcesz mówić po dobroci, to my mamy odpowiednie sposoby, żeby cię zmusić. - Ciekawa jestem, jakie? Adminr zaśmiał się ironicznie i pstryknął palcami. Do pokoju wszedł drugi Admin z magnetofonem. Wcisnął play. Z głośników poleciał jeden z przebojów Ich Troje, śpiewany przez Stachurskyego i zmiksowany przez DJ Bobo. Freenity nie mogła tego długo wytrzymać. - Dobra, wszystko powiem! - Grzeczna dziewczynka. A więc mów: ile par rozpłodowych bobrów znajdowało się na terenie delty Wisły na przełomie lat 1976-1977? - Co to za idiotyczne pytanie? - Nikt cię nie pytał o zdanie, masz po prostu odpowiadać! - A skąd mam wiedzieć ile par rozpłodowych bobrów znajdowało się na terenie delty Wisły na przełomie lat 1976-1977? - A więc jednak nie chcesz współpracować? W takim razie poniesiesz straszne konsekwencje. Przed oknem zatrzymał się helikopter z Morfeuszem za sterami i Arxelem za działkiem obrotowym. Arxel bez chwili zastanowienia rozpoczał ostrzał. Działko pluło pociskami i obracało się z ogromną szybkością. Szyby okna rozsypały się w drobny mak. W dole przechodnie chronili się parasolami przed spadającymi łuskami. Ściany budynku również nie wytrzymywały ostrzału, wszystko zaczęło się rozpadać. Arxel strzelał dalej. Budynek zaczał się walić, ale zanim wszystko rozsypało się w drobny pył, coś zdążyło jeszcze wybuchnąć. To był zaiste piękny widok, Arxel strzelający bez opamiętania z działka i walący się wśród wybuchów budynek. Nagle Morfeusza tknęło jakieś złe przeczucie. Rozglądnął się dookoła. - Cholera, Arxel, to nie ten budynek! - Co? - huk nieco przytępił jego słuch. - To nie ten budynek do jasnej cholery! - Ale jak to możliwe? - Nie wiem, cały czas leciałem jak mi kazałeś. Arxel popatrzył na swoją mapę i obrócił ją do góry nogami. - A, to dlatego, teraz jest dobrze. No, to lecimy uratować Freenity. Freenity cierpiała straszne katusze, widząc jak Admin usiłuje poprawnie nakryć stół. Jej kobiecy zmysł estetyki nie mógł tego wytrzymać. - Nie macie serca... - wyszeptała resztką sił. - Pewnie że nie mamy, jesteśmy maszynami. Nagle oślepiło ich dziwne światło, na moment stracili wzrok. Gdy go odzyskali, przed nimi stała piękna, czarna klacz. Siedziała na niej młoda, drobna dziewczyna o bardzo jasnych, opadających na ramiona włosach. Jej twarz szpeciła brzydka blizna, na plecach miała przewieszony miecz. Rozejrzała się dookoła, popatrzyła na miejski zgiełk, na przejeżdżające za oknem samochody, na przelatujące na niebie amerykańskie odrzutowce lecące gdzieś na Bliski Wschód. Popatrzyła na to wszystko, poklepała klacz po grzywie i powiedziała do niej: - Nie, Kelpie. To na pewno nie tutaj. I zniknęła w takim samym świetle jak poprzednio. Admin popatrzył na Freenity. - Co to było? - A skąd mam wiedzieć? Nagle pod okno podleciał helikopter z Morfeuszem i Arxelem. Arxel wyjął zza siedzenia karabin snajperski i jednym, celnym strzałem załatwił Admina. - Widzisz, mówiłem że tak będzie lepiej - Morfeusz nie krył zadowolenia. - Wstawaj Freenity. Wstawaj wstawaj wstawaj! Freenity znalazła w sobie jescze dość siły, aby wyswobodzić się z więzów. Powoli, słaniając się na nogach biegła do okna. - Nie da rady - powiedział Morfeusz. - Da, da. - Chyba jednak nie da, nie powinieneś jej pomóc? - A niby jak miałbym jej pomóc? Wyskoczyć na spotkanie przywiązany do helikoptera? Freenity dobiegła do okna i skoczyła. Trzeba przyznać, że prawie się jej udało... Runęła w dół. - Aaaaa!!! - Arxel nie krył zdenerwowania. Morfeusz nerwowo biegał w kółko. - Co robić, co robić... - nagle coś mu wpadło do głowy. - Zaraz, czy ty nie potrafisz latać? - Ano, rzeczywiście. Arxel spikował za Freenity. Już, już prawie ją złapał... Nagle kątem oka dostrzegł coś na witrynie sklepowej. Zatrzymał się i popatrzył. Patrzył jeszcze przez chwilę smutnym wzrokiem i... rozpłakał się jak dziecko. Telefon na kartę za 149 zł... Freenity widziała jak ziemia zbliża się coraz bliżej. Zamknęła oczy w oczekiwaniu na bolesne uderzenie. Nagle poczuła, że ktoś ją łąpie. Otworzyła oczy i zobaczyła dziwnego gościa w kretyńskim niebieskim kostiumie z czerwoną peleryną. - Nic pani nie jest? - Nie dziękuję, choć mało brakowało. - Tak. Następnym razem proszę bardziej uważać. Postawił ją na ziemi i poleciał w stronę zachodzącego słońca. Obok niej wylądował Arxel i popatrzył za dziwnym przybyszem. - Phi, ja latam szybciej. - Ale ty mnie nie złapałeś. Arxel z zażenowaniem spojrzał na Freenity. - Wiesz, ja, ja muszę ci coś wyznać... - A więc mów. - Ja, no bo...wiesz, hmmm. To ja piszę tą historyjkę... - przemógł się wreszcie. - Aha. - Co?! - Eee... znaczy się... Ale dlaczego umieściłeś siebie jako główną postać? - No bo zawsze chciałem mieć pieska i... - Co wy tam jeszcze robicie? Wchodźcie na pokład i lecimy do domu! - z góry dało się słyszeć głos Morfeusza. Chwilę póżniej wszyscy siedzieli na pokładzie śmigłowca. Morfeusz wyjął nokie 7650 (w końcu był szefem, nie?...) i wykręcił numer. - Mauzer, zabierz nas stąd. - Dobra. Lećcie na Dworzec Główny, tam są budki telefoniczne. Arxel pytająco spojrzał na Freenity. - Naprawili je? - Zrozumiałem, lecimy. Nagle coś zaczęło szwankować, silniki bardzo szybko traciły moc, a helikopter wysokość. Morfeusz zaniepokojony obejrzał wszystkie wskażniki. - Arxel, napełniłeś zbiorniki z paliwem? - Eeee, a ja to miałem zrobić? - Cholera, jak to możliwe, że to ty jesteś Wybrańcem? - Nie wiem, Freenity mi to kiedyś powiedziała. Śmigłowiec coraz szybciej spadał w dół. - Wyskakujcie, szybko! Morfeusz skierował jeszcze helikopter nad jeden z budynków. Freenity i Arxel wyskoczyli, ale Morfeusz nie miał już szans. - Żegnaj, okrutny świecie! Już nigdy nie będę miał włosów jak Jimi Hendrix. :( Arxel stał na dachu wieżowca i patrzył jak śmigłowiec znika mu z oczu. - Morfeuszu... Zobaczył, że trzyma linę, która przywiązana była do śmigłowca. Zdecydował się w jednej chwili. Owinął ją sobie wokół ręki. Poczuł silne szarpnięcie. Ciężar helikoptera był ogromny, Arxel jechał na plecach, ciągnięty po chropowatej powierzchni dachu. Jedyną nadzieją był gzyms, o który mógł się zatrzymać. Tak też się stało. Odbił się od gzymsu i stanął na nim, trzymając helikopter. Wytrzymał tak ćwierć sekundy i z krzykiem runął w dół, ciągnięty przez śmigłowiec. Freenity weszła do windy. Ostrożnie wcisnęła guzik i oczekiwała, aż osiągnie upragnione piętro. Na szczęscie przez całą drogę na górę nic złego się nie stało. "Na razie idzie dobrze", pomyślała. Poprawiła mały pakunek, który trzymała pod pachą. Drzwi windy otworzyły się. Freenity wyszła. Starała się nie zwracać uwagi członków personelu w seledynowych uniformach. W końcu doszła do odpowiednich drzwi. Otworzyła je. W środku, na dwóch kozetkach zabandażowani jak mumie leżeli Arxel i Morfeusz. - No, nareszcie. Przyniosłaś te czekoladki? pomyślała. Poprawiła mały pakunek, który trzymała pod pachą. Drzwi windy otworzyły się. Freenity wyszła. Starała się nie zwracać uwagi członków personelu w seledynowych uniformach. W końcu doszła do odpowiednich drzwi. Otworzyła je. W środku, na dwóch kozetkach zabandażowani jak mumie leżeli Arxel i Morfeusz. - No, nareszcie. Przyniosłaś te czekoladki? |
o nas | współpraca | kontakt | Kemu Studio Copyright © 2000 - 2008 by Kemu Studio | Twńj IP:98.80.143.34 |